I
Pociąg zatrzymał się na stacji. Wychodziła z niego masa ludzi. Głównie była to arystokracja. Wytworne damy, u boku swoich mężów, które chowając twarze za drogimi wachlarzami, wypatrywały potencjalnych kochanków. Jedynym mężczyzną, jaki wyszedł bez kogoś u swego boku, był wysoki brunet, ubrany w ubrania, które wyglądały na drogie, a jego ciemne oczy, błądziły w poszukiwaniu wyjścia.
Nagle napotkał wzrok kobiety, która patrzyła na niego zza wachlarza. Nie widział jej twarzy. Mogła być nie wiadomo jak piękna, mogła być również brzydka, ale jego celem było odnalezienie trójki asasynów wśród tego ludu, a nie romanse. „Nie teraz, może później. Na razie muszę ich znaleźć, jak najszybciej się da, bo skończę jako worek treningowy dla mojego trenera”, pomyślał i zaśmiał się w duchu. Przerwał ich kontakt wzrokowy i przepchnął się przez tłum ludzi. Ze zrezygnowaniem zauważył, że nie mógł ich znaleźć. Dlatego stanął z boku i poczekał, aż wszyscy odejdą. Kiedy na stacji nie było praktycznie ani jednej żywej duszy, zobaczył dwóch mężczyzn, jeden z nich był przyjacielem jego ojca, drugi pewnie jego mentorem. Podszedł bliżej i przywitał się z mężczyznami.
— Pan jest pewnie moim mentorem — odezwał się do tego drugiego.
— Nie? — odparł, a Francuz zmarszczył brwi. — Twoja mentorka, Lucas, powinna się zaraz zjawić. Godzinę przed twoim przyjazdem dostała zlecenie.
— Mentorka?...
Nagle w suficie utkwił hak z linką, a mężczyźni cofnęli się, mówiąc to samo Lucasowi, który doszedł do nich i stanął między nimi. Z dachu pociągu zeskoczyła dziewczyna. Zdjęła kaptur, ukazując swoją twarz i czarne jak krucze pióra włosy.
— Bomba unieszkodliwiona, a i terrorysta oddany w ręce Freddy’ego — odparła z uśmiechem w stronę Frye’a, poprawiając nieznośne loki, które wyślizgnęły się z koka.
— To świetnie. — Uśmiechnął się i spojrzał na Angusa.
— Alice, to jest Lucas. Asasyn, któremu będziesz mentorowała — rzekł lekarz.
— Monsieur la Serre, o którym mówił Jacob, jak mniemam. — Obeszła go dookoła, zauważając cwaniacki uśmieszek na jego ustach.
— Lucas, poznaj swoją mentorkę, Alice Plea… — Bumby urwał, kiedy zobaczył wymowny wzrok dziewczyny.
— Wiesz, że nie przyznaję się do swojego drugiego imienia. — Uśmiechnęła się ironicznie.
— Alice Liddell — poprawił Jacob. — Dziewczyna nieznosząca swojego drugiego imienia, w gorącej wodzie kąpana.
— Wydaje mi się, że będzie nam się dobrze pracować, mademoiselle Liddell.
— Tylko jej nie dotykaj, bo gryzie. — Jacob zachichotał, zerkając na dziewczynę. — I to całkiem mocno.
— Nie wiem, czy się powstrzymam. — Uśmiechnął się do niej zalotnie, na co odpowiedziała przewróceniem oczu.
Wyminęła ich i zaczęła iść w stronę wyjścia. Ci tylko na nią spojrzeli, gdy zakładała kaptur na głowę. Odwróciła nieco głowę i spojrzała na Francuza kątem oka. Jej oczy błysnęły niespodziewaną wrogością.
— Spotkamy się w piwnicy sierocińca — mruknęła i zniknęła w tunelu.
II
Zszedł powoli po schodach do piwnicy, gdzie mieściła się sala ćwiczeń. Mrok rozświetlały świeczniki stojące w rogach sali. Na środku, na podeście, siedziała Alice, przygotowująca już szpadę. Luźna koszula opadała z jej ramion, odkrywając nieco więcej niż tylko niewielką część dekoltu i odstające obojczyki.
Kiedy usłyszała stukanie butów o drewnianą podłogę, odwróciła wzrok w stronę Lucasa. Westchnęła i zakręciła bronią w ręku. Zeskoczyła z podestu i podeszła do niego, podając mu szablę.
— Nie będę z tobą walczył. — Założył ręce na biodra.
Dziewczyna zaśmiała się i skierowała na niego ostrze.
— Boisz się? — zapytała, patrząc na niego dociekliwie.
— Tak. Boję się, że cię połamię. — Ostrożnie odsunął ostrze od siebie. — Spójrz na siebie, sama skóra i kości.
— Nie przesadzaj, nie jestem ze szkła. — Opuściła floret tak, że ostrze stuknęło o podłogę.
— Ze szkła może i nie. Ale wyglądasz na tak delikatną. — Przesunął dłoń po jej ręce.
— Chcesz się przekonać o mojej delikatności? — spytała z uśmieszkiem na ustach.
— Zaskocz mnie.
Alice podeszła do drugiego floretu, który stał w koszu i rzuciła mu pod nogi. Wskoczyła na podest i wskazała na niego.
— Na co czekasz?
W jej oczach błyszczała pewność siebie, a wredny uśmieszek nie schodził z jej bladej twarzy. Zdjął z siebie płaszcz i podniósł floret, wchodząc na podest.
Wymieniali się parowaniami, cięciami i pchnięciami. Wkrótce zobaczył, jak coś błysnęło w jej oku, coś w podobie zielonkawego światła. Coraz lepiej unikała jego ataków, a jej ruchy stały się szybsze i celniejsze. Zeszli z podestu. Jego oczy rozszerzyły się, kiedy broń wbiła się z prędkością światła w ścianę kilka milimetrów od jego lewego ucha. Przełknął ślinę, patrząc na pusty wzrok jego mentorki i na jej błyszczące oczy. Oddech miał przyspieszony, nie dlatego, że się zmęczył. Poziom adrenaliny mu podskoczył, gdy zdał sobie sprawę, że gdyby oddała mniej celne pchnięcie, floret przebiłby jego ucho.
Światło zgasło w jej oczach, a ona odchrząknęła i wysunęła klingę ze ściany, opierając ją o podłogę. Jej oddech stał się głębszy. „Pewnie się zmęczyła”, pomyślał, mrużąc oczy. Zbadał ją wzrokiem i zauważył gęsią skórkę na jej rękach i wypieki na twarzy. Było jej zimno i gorąco zarazem.
— Chyba powinnaś iść się rozgrzać — odparł, wymijając ją zgrabnie.
Nie zareagowała na to. Wciąż stała w jednym miejscu, z pewnym szokiem w oczach. Wtedy zauważył, że w trakcie szermierki gdzieś zgubiła wsuwki, które utrzymywały jej koka w miejscu, a na jej ramiona opadały długie kaskady czarnych loków.
— Wszystko w porządku, mademoiselle Liddell? — spytał, przykładając ręcznik do swojej szyi.
Wpatrywała się w ścianę jakby była w transie. Upuściła floret i uniosła drżącą dłoń, przejeżdżając palcem po wgłębieniu w ścianie. Lucas westchnął i rzucając ręcznik na podest, podszedł do niej, odsuwając nogą broń, którą wcześniej dzierżyła w dłoni.
— Może powtórzę pytanie, mademoiselle Liddell. Czy wszystko w porządku?
— Łap mnie — odparła skołowana.
— Słucham?
— Łap mnie.
Chwilę po tym, jak to powiedziała, osunęła się z nóg. Złapał ją i spojrzał na nią. Była nieprzytomna i wiotka. Oddychała, czuł, jak jej serce bije w zastraszającym tempie, jak młot.
III
Przewróciła się na lewy bok, jej powieki drżały, kiedy zaczęła się przebudzać. Otworzyła oczy i przetarła je rękami. Położyła się na plecach i położyła dłoń na czole. Bolała ją głowa. I tylko głowa.
— Obudziłaś się, to dobrze.
Usłyszała głos Frye’a, który stał przy oknie. Podszedł do niej i usiadł na skraju łóżka. Jej zielone oczy były wbite w sufit. Wytężała umysł, kwasząc się z towarzyszącego jej bólu głowy.
— Na szafce masz morfinę i wodę. Z takim bólem długo nie wytrzymasz — odparł z troską w głosie.
— Nie wezmę jej — mruknęła i skrzywiła się z bólu.
— Od jednej tabletki nic ci nie będzie. Chyba nie chcesz leżeć w bólu.
Spojrzała na niego i usiadła powoli, łapiąc się na głowę. Zwróciła wzrok ku szafce obok jej łóżka, gdzie zobaczyła tabletkę i szklankę wody. Wzięła do ręki niebieskawą pigułkę z morfiną, zamykając ją w pięści.
— Wiem, że przez swoją siostrę nie ufasz morfinie, ale naprawdę nic się nie stanie, gdy weźmiesz jedną tabletkę.
Nieufnie wbiła wzrok w pięść. Jacob podał jej szklankę z wodą. Wtedy otworzyła dłoń i zażyła lek. Odstawiła pozostałą wodę na szafkę nocną i położyła się, przykrywając kołdrą po samą szyję.
— Co się stało w tej piwnicy? — spytał, widząc strach w jej oczach i poczucie winy.
— Nie wiem — wybełkotała. — Zajmowaliśmy się szermierką i wtedy straciłam nad sobą panowanie. Gdybym przesunęła broń kilka milimetrów bliżej jego ucha, mogłoby się to skończyć katastrofą.
Mężczyzna nie odezwał się, wstał i podszedł do drzwi, zerkając na nią kątem oka i uśmiechając się nieznacznie.
— Nie przejmuj się tym. Aczkolwiek nie dziwię się, że zasłabłaś. Ostatnio sporo schudłaś — odparł. — Odpocznij i wróć do siebie.
Potem wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Kiedy usłyszała charakterystyczne kliknięcie, przewróciła się na plecy, śledząc wzrokiem niewielkie pęknięcia na suficie. Wsunęła dłoń pod koszulę i położyła dłoń na wklęsłym brzuchu. Westchnęła i usiadła. Syknąwszy z bólu, podniosła się i rozebrała do bielizny. Popatrzyła na lustro, które stało przy szafie. Obejrzała się w nim i prychnęła. „Pieprzenie”, mruknęła w myślach. Nie była przecież aż tak chuda.
Pociąg zatrzymał się na stacji. Wychodziła z niego masa ludzi. Głównie była to arystokracja. Wytworne damy, u boku swoich mężów, które chowając twarze za drogimi wachlarzami, wypatrywały potencjalnych kochanków. Jedynym mężczyzną, jaki wyszedł bez kogoś u swego boku, był wysoki brunet, ubrany w ubrania, które wyglądały na drogie, a jego ciemne oczy, błądziły w poszukiwaniu wyjścia.
Nagle napotkał wzrok kobiety, która patrzyła na niego zza wachlarza. Nie widział jej twarzy. Mogła być nie wiadomo jak piękna, mogła być również brzydka, ale jego celem było odnalezienie trójki asasynów wśród tego ludu, a nie romanse. „Nie teraz, może później. Na razie muszę ich znaleźć, jak najszybciej się da, bo skończę jako worek treningowy dla mojego trenera”, pomyślał i zaśmiał się w duchu. Przerwał ich kontakt wzrokowy i przepchnął się przez tłum ludzi. Ze zrezygnowaniem zauważył, że nie mógł ich znaleźć. Dlatego stanął z boku i poczekał, aż wszyscy odejdą. Kiedy na stacji nie było praktycznie ani jednej żywej duszy, zobaczył dwóch mężczyzn, jeden z nich był przyjacielem jego ojca, drugi pewnie jego mentorem. Podszedł bliżej i przywitał się z mężczyznami.
— Pan jest pewnie moim mentorem — odezwał się do tego drugiego.
— Nie? — odparł, a Francuz zmarszczył brwi. — Twoja mentorka, Lucas, powinna się zaraz zjawić. Godzinę przed twoim przyjazdem dostała zlecenie.
— Mentorka?...
Nagle w suficie utkwił hak z linką, a mężczyźni cofnęli się, mówiąc to samo Lucasowi, który doszedł do nich i stanął między nimi. Z dachu pociągu zeskoczyła dziewczyna. Zdjęła kaptur, ukazując swoją twarz i czarne jak krucze pióra włosy.
— Bomba unieszkodliwiona, a i terrorysta oddany w ręce Freddy’ego — odparła z uśmiechem w stronę Frye’a, poprawiając nieznośne loki, które wyślizgnęły się z koka.
— To świetnie. — Uśmiechnął się i spojrzał na Angusa.
— Alice, to jest Lucas. Asasyn, któremu będziesz mentorowała — rzekł lekarz.
— Monsieur la Serre, o którym mówił Jacob, jak mniemam. — Obeszła go dookoła, zauważając cwaniacki uśmieszek na jego ustach.
— Lucas, poznaj swoją mentorkę, Alice Plea… — Bumby urwał, kiedy zobaczył wymowny wzrok dziewczyny.
— Wiesz, że nie przyznaję się do swojego drugiego imienia. — Uśmiechnęła się ironicznie.
— Alice Liddell — poprawił Jacob. — Dziewczyna nieznosząca swojego drugiego imienia, w gorącej wodzie kąpana.
— Wydaje mi się, że będzie nam się dobrze pracować, mademoiselle Liddell.
— Tylko jej nie dotykaj, bo gryzie. — Jacob zachichotał, zerkając na dziewczynę. — I to całkiem mocno.
— Nie wiem, czy się powstrzymam. — Uśmiechnął się do niej zalotnie, na co odpowiedziała przewróceniem oczu.
Wyminęła ich i zaczęła iść w stronę wyjścia. Ci tylko na nią spojrzeli, gdy zakładała kaptur na głowę. Odwróciła nieco głowę i spojrzała na Francuza kątem oka. Jej oczy błysnęły niespodziewaną wrogością.
— Spotkamy się w piwnicy sierocińca — mruknęła i zniknęła w tunelu.
II
Zszedł powoli po schodach do piwnicy, gdzie mieściła się sala ćwiczeń. Mrok rozświetlały świeczniki stojące w rogach sali. Na środku, na podeście, siedziała Alice, przygotowująca już szpadę. Luźna koszula opadała z jej ramion, odkrywając nieco więcej niż tylko niewielką część dekoltu i odstające obojczyki.
Kiedy usłyszała stukanie butów o drewnianą podłogę, odwróciła wzrok w stronę Lucasa. Westchnęła i zakręciła bronią w ręku. Zeskoczyła z podestu i podeszła do niego, podając mu szablę.
— Nie będę z tobą walczył. — Założył ręce na biodra.
Dziewczyna zaśmiała się i skierowała na niego ostrze.
— Boisz się? — zapytała, patrząc na niego dociekliwie.
— Tak. Boję się, że cię połamię. — Ostrożnie odsunął ostrze od siebie. — Spójrz na siebie, sama skóra i kości.
— Nie przesadzaj, nie jestem ze szkła. — Opuściła floret tak, że ostrze stuknęło o podłogę.
— Ze szkła może i nie. Ale wyglądasz na tak delikatną. — Przesunął dłoń po jej ręce.
— Chcesz się przekonać o mojej delikatności? — spytała z uśmieszkiem na ustach.
— Zaskocz mnie.
Alice podeszła do drugiego floretu, który stał w koszu i rzuciła mu pod nogi. Wskoczyła na podest i wskazała na niego.
— Na co czekasz?
W jej oczach błyszczała pewność siebie, a wredny uśmieszek nie schodził z jej bladej twarzy. Zdjął z siebie płaszcz i podniósł floret, wchodząc na podest.
Wymieniali się parowaniami, cięciami i pchnięciami. Wkrótce zobaczył, jak coś błysnęło w jej oku, coś w podobie zielonkawego światła. Coraz lepiej unikała jego ataków, a jej ruchy stały się szybsze i celniejsze. Zeszli z podestu. Jego oczy rozszerzyły się, kiedy broń wbiła się z prędkością światła w ścianę kilka milimetrów od jego lewego ucha. Przełknął ślinę, patrząc na pusty wzrok jego mentorki i na jej błyszczące oczy. Oddech miał przyspieszony, nie dlatego, że się zmęczył. Poziom adrenaliny mu podskoczył, gdy zdał sobie sprawę, że gdyby oddała mniej celne pchnięcie, floret przebiłby jego ucho.
Światło zgasło w jej oczach, a ona odchrząknęła i wysunęła klingę ze ściany, opierając ją o podłogę. Jej oddech stał się głębszy. „Pewnie się zmęczyła”, pomyślał, mrużąc oczy. Zbadał ją wzrokiem i zauważył gęsią skórkę na jej rękach i wypieki na twarzy. Było jej zimno i gorąco zarazem.
— Chyba powinnaś iść się rozgrzać — odparł, wymijając ją zgrabnie.
Nie zareagowała na to. Wciąż stała w jednym miejscu, z pewnym szokiem w oczach. Wtedy zauważył, że w trakcie szermierki gdzieś zgubiła wsuwki, które utrzymywały jej koka w miejscu, a na jej ramiona opadały długie kaskady czarnych loków.
— Wszystko w porządku, mademoiselle Liddell? — spytał, przykładając ręcznik do swojej szyi.
Wpatrywała się w ścianę jakby była w transie. Upuściła floret i uniosła drżącą dłoń, przejeżdżając palcem po wgłębieniu w ścianie. Lucas westchnął i rzucając ręcznik na podest, podszedł do niej, odsuwając nogą broń, którą wcześniej dzierżyła w dłoni.
— Może powtórzę pytanie, mademoiselle Liddell. Czy wszystko w porządku?
— Łap mnie — odparła skołowana.
— Słucham?
— Łap mnie.
Chwilę po tym, jak to powiedziała, osunęła się z nóg. Złapał ją i spojrzał na nią. Była nieprzytomna i wiotka. Oddychała, czuł, jak jej serce bije w zastraszającym tempie, jak młot.
III
Przewróciła się na lewy bok, jej powieki drżały, kiedy zaczęła się przebudzać. Otworzyła oczy i przetarła je rękami. Położyła się na plecach i położyła dłoń na czole. Bolała ją głowa. I tylko głowa.
— Obudziłaś się, to dobrze.
Usłyszała głos Frye’a, który stał przy oknie. Podszedł do niej i usiadł na skraju łóżka. Jej zielone oczy były wbite w sufit. Wytężała umysł, kwasząc się z towarzyszącego jej bólu głowy.
— Na szafce masz morfinę i wodę. Z takim bólem długo nie wytrzymasz — odparł z troską w głosie.
— Nie wezmę jej — mruknęła i skrzywiła się z bólu.
— Od jednej tabletki nic ci nie będzie. Chyba nie chcesz leżeć w bólu.
Spojrzała na niego i usiadła powoli, łapiąc się na głowę. Zwróciła wzrok ku szafce obok jej łóżka, gdzie zobaczyła tabletkę i szklankę wody. Wzięła do ręki niebieskawą pigułkę z morfiną, zamykając ją w pięści.
— Wiem, że przez swoją siostrę nie ufasz morfinie, ale naprawdę nic się nie stanie, gdy weźmiesz jedną tabletkę.
Nieufnie wbiła wzrok w pięść. Jacob podał jej szklankę z wodą. Wtedy otworzyła dłoń i zażyła lek. Odstawiła pozostałą wodę na szafkę nocną i położyła się, przykrywając kołdrą po samą szyję.
— Co się stało w tej piwnicy? — spytał, widząc strach w jej oczach i poczucie winy.
— Nie wiem — wybełkotała. — Zajmowaliśmy się szermierką i wtedy straciłam nad sobą panowanie. Gdybym przesunęła broń kilka milimetrów bliżej jego ucha, mogłoby się to skończyć katastrofą.
Mężczyzna nie odezwał się, wstał i podszedł do drzwi, zerkając na nią kątem oka i uśmiechając się nieznacznie.
— Nie przejmuj się tym. Aczkolwiek nie dziwię się, że zasłabłaś. Ostatnio sporo schudłaś — odparł. — Odpocznij i wróć do siebie.
Potem wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Kiedy usłyszała charakterystyczne kliknięcie, przewróciła się na plecy, śledząc wzrokiem niewielkie pęknięcia na suficie. Wsunęła dłoń pod koszulę i położyła dłoń na wklęsłym brzuchu. Westchnęła i usiadła. Syknąwszy z bólu, podniosła się i rozebrała do bielizny. Popatrzyła na lustro, które stało przy szafie. Obejrzała się w nim i prychnęła. „Pieprzenie”, mruknęła w myślach. Nie była przecież aż tak chuda.
MIEJSCE
OdpowiedzUsuńPoczątek zapowiadał, że to będzie świetny rozdział i był. Uwielbiam Lucasa tak bardzo. Brakowało mi jego poczucia humoru i wszystkiego o nim. Cieszę się, że mogę znowu o nim czytać.
Usuń"— Pan jest pewnie moim mentorem — odezwał się do tego drugiego.
— Nie? — odparł, a Francuz zmarszczył brwi. — Twoja mentorka, Lucas, powinna się zaraz zjawić. Godzinę przed twoim przyjazdem dostała zlecenie.
— Mentorka?..."
Tak, twoja mentorka, która będzie twoją żoną w przyszłości i będziecie mieli takie słodkie małe dzidziusie XD
Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością.
Demon ♥
No cóż mogę napisać? Ty wiesz, ze piszesz świetnie i fabuła wciąga. Tak jest i teraz. Rozdział bomba!! Wiem, że ten komentarz jestjdo dupy, ale jest taki jak mój humor aktualnie. Wybacz mi 😔 Dawaj mi tu następny!!
OdpowiedzUsuńLess
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń